Dzień dobry.
Nieco nerwowa jestem ostatnio, stąd ten wpis.
Język jest delikatną materią, bardzo subiektywną w odbiorze. Różne słowa mają dla różnych ludzi różne zabarwienie.
Są słowa, które koją i takie, których lubimy używać.
Lubię słowo chusta i słowo las.
Ale są też słowa, których się nie cierpi.
I tu narażę się pewnie blogerkom i blogerom piszącym o książkach: u mnie na czele rankingu słów znienawidzonych jest… stosikowo.
Co to w ogóle znaczy? Nie dość, że zdrobnienie, to jeszcze słowotwór bardzo dziwny. Stosik książek? Dla mnie – brzmi fatalnie.
Dodatkowo: stos książek kojarzy mi się raczej z ponurymi kartami europejskiej historii książek niż z wizytą w księgarni.
Stosikowo czyli JAK?
Kiedyś do szału doprowadzało mnie słowo piosenka. Teraz już nie.
Nie lubię też stosować zapisu fonetycznego angielskich wyrażeń, tych wszystkich fejsów, branczów i lajtów.
Tu językowo tkwi duży bałagan, bo jakoś ludzie używający Fejsa jeżdżą raczej na weekend niż na łikend i mają IPhone’a, a nie Ajfołna 😉
No i nie lubię zdrobnień. Teraz szczególnie, ale ogólnie nie są mi bliskie.
Na obiadek kotlecik z cebulką? A może chcesz pomidorka?
Bardzo popularne – zdrabnianie w kuchni. Porcje jednak niekoniecznie drobne, a widok dorosłych ludzi jedzących zupkę pomidorową albo świeży chlebek z masełkiem… Cóż, jak zawsze – co kto lubi.
**
*
Jakich słów nie lubicie?
pikfe
P.S. Ja nie lubię jeszcze internetowego skrótu WTF.
Najnowsze komentarze